Info
KONTAKT
GG 1110061
Email: robert (@) zabel.pl
Więcej o mnie.
		
		Moje rowery
Archiwum bloga
- 2011, Marzec1 - 4
 - 2011, Luty3 - 17
 - 2010, Lipiec1 - 3
 - 2010, Czerwiec3 - 4
 - 2010, Maj5 - 16
 - 2010, Kwiecień3 - 6
 - 2010, Marzec10 - 8
 - 2010, Luty34 - 27
 - 2010, Styczeń40 - 18
 - 2009, Grudzień1 - 1
 - 2009, Październik6 - 0
 - 2009, Wrzesień26 - 5
 - 2009, Sierpień25 - 13
 - 2009, Lipiec28 - 0
 - 2009, Czerwiec27 - 5
 - 2009, Maj30 - 2
 - 2009, Kwiecień20 - 2
 
Dane wyjazdu:
	    
      
	       21.00 km 
	       0.00 km teren
	    
	    
	       01:29 h
	       14.16 km/h:
	    
        Maks. pr.:0.00 km/h
        Temperatura:
        HR max: (%)
        HR avg: (%)
        Podjazdy: m
        Kalorie: kcal
        Rower:
	  Poznań Półmaraton
Niedziela, 28 marca 2010 · dodano: 11.04.2010 | Komentarze 4
Pierwszy raz biegłem połówkę i poszło lepiej niż zakładałem :) plan był taki, żeby nie wyprzedził mnie balonik na 1:50, a może uda się być w zasięgu grupy na 1:40.Przed startem spotkałem starych znajomych i za nimi zacząłem sie przeciskać do przodu. Z optymizmem wielkości mrówki spoglądałem na balonik 1:30 który zupełnie "przypadkiem" pojawił się tuż przede mną.
Odliczanie i start.
Tempo na 21km oscylujące w okolicach 4:10/km to nie było coś, do czego byłem przygotowany :) W zasadzie w ogóle nie bylem na ten dystans rozbiegany. Ale nie odpuszczałem, chociaż były momenty, szczególnie na Drodze Dębińskiej
gdzie zupełnie nic się nie dzieje, nie ma dopingu i czirliderek a dookoła sami faceci.
Na ostatnim podbiegu na Chartowie balonik już nie interesował mnie tak bardzo.
Myśli wypełniła nagrzana kabina prysznicowa, truskawkowy szampon, bicze wodne i dużo, bardzo dużo wody grodziskiej i grześków toffi.
Z tego odrętwienia wyrwał mnie - kilkanaście metrow przede mną - krzyk pejsmejkera który brzmiał mniej więcej: "no Panowie, teraz już nie możecie tego sp...lić!"
Wtedy coś drgnęło w udach i trochę podciągnąłem do przodu. Tylko troche, ale wystarczyło.
Mostek przy źródelku, i już z górki.
Na mecie z daleka widziałem wielkie cyfry: 1:29:36, 37 i tak dalej. Dłuższy krok, sylwetka do przodu i jazda.
Wtedy próbowałem sobie przypomnieć gest Kozakiewicza który miał byc skierowany do tej cholernej elektroniki zbliżającej się do 1:30:00 ale
sobie nie przypomniałem, która ręka ma się zginać.
Udało się zejść grubo poniżej planów. Zaliczony kolejny bieg, medal, zakwasy, dwa odciski i satysfakcja.
Gratis :)
Jeszcze raż DZIĘKI dla właściciela balonika za złoty trzydzieści :)
	   Kategoria Na nogach
	  Komentarze
	   emonika | 11:34 wtorek, 13 kwietnia 2010 | linkuj
	   Tak, starruję w harpaganie... Pomimo tej tragedii i żałoby...
	  
	 
	  
	 
	  
	 
	  
	   emonika | 16:49 niedziela, 11 kwietnia 2010 | linkuj
	   No no no... serdeczne gratulacje.... ;) Nie ma to jak dobry doping.. ;)
Nie wybierasz się przypadkiem na najbliższego Harpagana ??
Pozdr.
	 	 Komentuj
                    
	 	 Nie wybierasz się przypadkiem na najbliższego Harpagana ??
Pozdr.







