Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Robert z Poznania. Ma przejechane 6736.30 kilometrów w tym 650.20 w terenie. Jeździ z prędkością średnią 21.06 km/h i wcale się tym nie chwali.

KONTAKT
GG 1110061
Email: robert (@) zabel.pl

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Szosa

Dystans całkowity:1939.10 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:70:08
Średnia prędkość:27.65 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:55.40 km i 2h 00m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
74.00 km 0.00 km teren
02:40 h 27.75 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Szosowo - I Cross Dziewicza Góra

Niedziela, 27 czerwca 2010 · dodano: 29.06.2010 | Komentarze 2

Poranek. Słońce zagląda wesoło do pokoju. Chyba jeszcze wcześnie, więc robię kawę i wracam do łóżka.
O 10:00 mam start w biegu na Dziewiczą Górę (10,8 km) w Owińskach. Jakoś chwilkę przed 9:00 sprawdzam jeszcze w internecie gdzie dokładnie mam dojechać.
Ku mojemu przerażeniu w regulaminie biegu odnajduję zapisek: „Wydawanie numerów startowych w dniu zawodów do godz. 9:30.”
Dawno tak szybko się nie zbierałem do wyjazdu. Biorę szosówkę i wyjeżdżam z uliczki z nadzieją, że wiatr będzie pomyślny…

Niestety już na Krańcowej mam wiatr w twarz, więc muszę mocniej deptać w pedały. Oprócz kawy i deseru ryżowego nie zjadłem i nie wziąłem nic ze sobą, jedynie po drodze zdążyłem napełnić bidon w maltańskim źródełku…

Do Owińsk mam 20 km.

Już przejeżdżam tory kolejowe, za chwilę po prawej pojawia się znajomy pałacyk przy szosie.
Jest 9:37 i… gdzie do diaska jest ten stadion? Objeżdżam teren pałacyku, widzę odbijającą w górę uliczkę zastawioną samochodami. Uff… to chyba tu :)

Miłe panie w biurze zawodów bezradnie rozkładają ręce mówiąc że już nie da rady się zapisać do biegu.
Ale chyba łaskawość dyrektora biegu a może to mój błagalny wzrok i spocona morda biorą na litość obsługę, i po chwili lżejszy o 15 zł przypinam szosówkę do barierki przy namiocie, chwytam resztę wody w bidonie i lecę na start do Annowa.
Po drodze dowiaduję się, że mam 2 km do przebiegnięcia, więc przyspieszam, bo robi się za pięć dziesiąta.

Okazuje się, że trafia mi się podwójny falstart:

1. miejsce startu był po około 500 metrach, więc jak zwykle autochtoni wiedzą „inaczej” :)

2. coś nie gra z numerkami startowymi a właściwie to z obsługą informatyczną, i wszyscy czekamy na start.
W słońcu.
Jak Krzyżacy przed bitwą w tysiąc czterysta dziesiątym. Ale dzięki temu mogę odetchnąć i spróbować się skoncentrować.



W ogóle formuła zawodów miała być następująca: startujemy co 20 sekund zaczynając od kategorii słabszych, na „elicie” kończąc. W zamyśle miało to pomóc w ewentualnym korkowaniu się na trasie. W sumie ciekawa sprawa, taki bieg na dochodzenie, ale po około godzinie czekania zdecydowano, że lecimy wszyscy razem :)

Na kresce stanęło około 120-130 osób. Podbiegłem tuż przed startem żeby ustawić się na samym przodzie.



Czuję, że jestem słaby. Brak śniadania i pół litra wody to za mało dla mnie po takim sprincie rowerem.

I ruszyliśmy.



Tempo dość mocne. Nie miałem zegarka i w sumie dobrze :) Bo gdybym wtedy wiedział że lecimy poniżej 4:00/km to bym nieco zwolnił :) Pierwsze 2-3 km to szeroka szutrówka miejscami z głębszym piachem, ale na szczęście drzewa dawały trochę cienia. Przed sobą widzę kilka osób które mocniej skoczyły do przodu.

Biegnę w grupce czteroosobowej w pierwszej dziesiątce, trochę zaskoczony że ciągniemy z przodu, ale nie odwracam się nawet wtedy gdy wbiegamy do lasu. Między 4 a 5 kilometrem chwytam wodę którą podaje ktoś na trasie i… tracę oddech od zachłannego popijania. Grupka w której biegnę zaczyna minimalnie ale stopniowo odchodzić do przodu.
Dobiegamy do masywu Dziewiczej i czuję, że nie będzie dobrze. Skracam krok.
Stawka mocno się rozciągnęła i przed sobą widzę już co najwyżej 3-4 osoby. Wbieg na górę, rundka dookoła wieży widokowej i zbieg. Po korzeniach.

Puszczam luźniej nogi chcąc nieco odpocząć i… czubkiem buta zahaczam korzeń… jak w zwolnionym tempie widzę że druga noga leci do przodu i napotyka opór na kolejnym korzeniu. Od tego momentu rozpoczął się Lot Właściwy, prosto w liście zmieszane z suchą czarną ziemią. W tym czasie minął mnie chłopak który zbiegał tuż za mną. Szybko się pozbierałem i rura w dół. Po drodze na szczęście nie czuję żadnych objawów upadku oprócz brudnych rąk i twarzy… musiałem śmiesznie wyglądać :)

Przed sobą widzę ciągle faceta który mnie wyprzedził, ale nie mam siły by dobiec do niego i pociągnąć razem.
Za dużo wrażeń, za mało paliwa i zero normalnego treningu.

Do mety biegnę ile mam siły, żeby już mnie nikt nie wyprzedził. Na ostatniej prostej około kilometrowej co jakiś czas odwracam się do tyłu i widzę za sobą grupę pościgową. Zaciskam zęby i dymam ile fabryka dała… czyli niewiele :) Czuję się jak ospały pingwin biegnący ku morzu.

Wpadam na metę sam, więc udało się! :)

Zachłannie łykam wodę i dochodzę do siebie. Przy okazji podchodzi Piotr (numer 068) i dziękuje za wspólny bieg do Dziewiczej :) Okazuje się, że faktycznie dawaliśmy razem w tej czteroosobowej grupce która tuż przed podbiegami rozbiła się, i mi odeszła. Znajduję swój porzucony bidon i truchtam na stadion, bo ponoć są tam prysznice. Możliwość umycia się z suchej Dziewiczej ściółki daje sporą dawkę przyjemności a miłe szczypanie na kolanie, łokciu i barku przypomina o korzeniach na trasie :)

Na samym stadionie trwa turniej Młodych Piłkarzy, a ja w słoneczku opalam swoje bladą twarz i czekam na ogłoszenie wyników. W międzyczasie poznaję różnych ludzi dla których zapalnikiem do rozpoczęcia rozmowy są moje widoczne otarcia.

W sumie fajnie się tak czasem wypier…lić :)

Czas: 46:18

4 w kategorii M 26-35

11 w OPEN

Reszta dnia upływa na:

- zakupie czereśni po 12 zł/kg u uroczej Pani przy przejeździe kolejowym w Koziegłowach
- rundzie powrotnej przez Maltę i tam spotykam znajomego kolarza ze Swarzędza
- wypad na działkę do rodziców i później na Rataje
Aha, i mały incydent na ścieżce rowerowej przy os. Tysiąclecia:
z pomiędzy zaparkowanych samochodów wybiegł mały chłopczyk tuż przed moje koło. Na całe szczęście udało mi się odrzucić koło na lewą stronę, bo ten dzień mógłby być spieprzony dla małego, jego rodziców i mnie… niestety ktoś dał ciała i nie upilnował 4-5 latka…

w sumie wyszły 74 kilosy rowerem i prawie 12 kilosów biegiem

Udany dzień :)

Kategoria Szosa


Dane wyjazdu:
91.00 km 0.00 km teren
02:34 h 35.45 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

V Leszczyński Maraton Szosowy

Sobota, 29 maja 2010 · dodano: 01.06.2010 | Komentarze 7

Dawno tak wcześnie nie musiałem wstawać :) Alarm ustawiony na 5:10 bezlitośnie uciął sen w którym byłem piękny, młody i bogaty…na szczęście to były tylko koszmary.

W pokoju było bardzo jasno, a to oznaczało że nie ma chmur na niebie. I faktycznie, kiedy zszedłem do garażu, omal nie zdepnąłem ślimaka który też stęsknił się za słońcem i wylazł ze swojego domku.



Do Leszna wybrałem się z Bartkiem, i jego rodzicami. To przemiła i sympatyczna rodzinka z korzeniami kolarskimi. Wesoły samochód bardzo szybko dojechał na leszczyńskie lotnisko.
Szybko na zapisy, odbiór numerka, przełknięcie kwaśnej miny Pana Rejestratora i można się zrelaksować, bo do startu ponad dwie godziny.



Po chwili przyjeżdża Aśka z Maksem z Bieniasz Team i robi się jeszcze weselej :) Bartas sprawdza, czy nowy rower Maksa jest lżejszy od dętki od traktora... w sumie nie jesteśmy zgodni co do werdyktu, ale ustalamy, że trzeba by było jednak zważyć rower razem z właścicielem żeby zbliżyć się do wagi ogumienia ciągnika Ursus
.
Mój rower stoi cierpliwie oparty o budkę z gyrosem i czeka na swój moment.



Zapinam numerek 886 (albo 988, cholera wie...), kilka ćwiczeń rozciągających, sprawdzam kliszę w aparacie i robimy sobie wspólną fotencję z szybowcami w tle.



Tuż przed startem dowiadujemy się, że Bartek jedzie w przedostatniej grupie, a minutę po nim jego tata i ja :) A miało być tak, że to ja będę uciekał przed Corratec’ami.
No ale życie pisze różne scenariusze, i na starcie ustalamy z Jarkiem seniorem, że od razu ciśniemy ile fabryka dała, żeby dojść “młodego”.



Tak też się stało, i po kilku kilometrach doganiamy Bartasa. Swoją drogą dość mocno cisnął sam, bo grupę miał bardzo słabą a trochę zajęło zanim odrobiliśmy minutę straty do niego :)

W międzyczasie dochodzimy jakiegoś młodziaka, i przez następne kilkanaście kilometrów dajemy w czwórkę dość mocne zmiany. Jakoś tak się składa, że dość krótko odpoczywam i dużo ciągnę z przodu. Niestety dyndający aparat nie pozwala na jazdę w dolnym chwycie, więc rozbijam wiatr niczym dostawczy Żuk na autostradzie.

Jest piękna pogoda, lekki wiaterek z różnych stron, przyjaźnie nastawieni autochtoni w mijanych wioskach i mniej przyjacielscy kierowcy którzy próbują sobie poczyścić lusterka boczne o nasze spodenki.



Na jednym ze skrzyżowań, kiedy ciągnąłem grupę, kątem oka zauważyłem zbliżającą się z prawej strony ciemną chmarę kolarzy. To była grupa z dystansu Mega, która wyjeżdżała na naszą drogę. Nie będę ukrywał, że się ucieszyłem, bo przynajmniej w kupie siła i sobie trochę odpocznę.
Grupa podłącza się pod nas i po kilku chwilach schodzę z prowadzenia. Niestety tempo trochę spada do około 33-34 km/h, ale w sumie to dobrze, bo mogę porobić trochę zdjęć. Po jakimś czasie wyraźnie daje się odczuć, że tylko kilka osób ma ochotę ciągnąć ekipę, więc wyskakuję do przodu i znowu daję mocne zmiany. Pomaga mi w tym Bartek, jego ojciec Jarek, i jeszcze ze 3-4 osoby.



Tak sobie kręcimy, a mnie dość szybko kończy się picie, więc zaczynam myśleć o bufecie pełnym zimnej oranżady z lodem i do tego sałatka z krojonymi bananami, kiwi, winogronami i truskawkami...

Nic z tego, kiedy dojeżdżamy do punktu pomiaru czasu wcale nie wygląda na to, że będziemy stawać, bo kilka osób nawet nie zwolniło na bufecie. Prędko chwyciłem małą butelczynę wody (gazowanej sic!) i banana i rura do przodu gonić uciekinierów. Trochę zabawnie wyszło z tym bufetem, bo nie dość, że osoba która podawała mi picie nie chciała puścić butelki z ręki, to jeszcze kiedy odjeżdżałem usłyszałem za plecami cichnące “komu drożdzówki?”.

Do diaska! Miałem ochotę na świeżą drożdżówkę, ale odjeżdżająca grupka nie pozwalała mi się cofnąć.
Kit z tym, drożdżówkową stratę powetowałem sobie na mecie :) )

I znowu peleton i znów wyskakiwałem do przodu na zmiany.


foto: mama Bartka

Zdjęcia, mijani ludzie, podjazdy i szybkie proste. Tak zeszło do ostatnich kilometrów, kiedy już czułem że zbliżamy się do mety i przycisnąłem mocniej.
Grupa już pod koniec rwała się coraz mocniej, ale udało mi się zostać w czubie i pod koniec przydusiłem doganiając kolejne osoby.
Niestety nie mogłem jechać maksymalnie pochylony bo aparat obijał się o kierownicę kiedy stawałem na pedały w dolnym chwycie.
Ale na metę wpadłem przed ekipą i po ostrym hamowaniu (zdjęcia pstrykałem do końca) odebrałem medal, poczekałem na Jarka i Bartka i polazłem do biura zawodów w poszukiwaniu wody.



W środku dwie kolejki. Jak mucholep przykleiłem się do tej krótszej, i okazało się że mogę już odbierać dyplom i gadżet w postaci fajnych okolicznościowych skarpetek z tej imprezy :)



Odbieram dyplom, na nim mój czas: 2:50. Chwila, coś tu się nie zgadza. Pytam czy to na pewno dobry czas, ale “tak jest w komputerze”

Wracam do roweru, a tam licznik pokazuje zupełnie co innego... Później okazało się, że błędnie wklepano do komputera godzinę mojego startu :)

Podsumowując: bardzo fajna impreza, świetna pogoda, sympatyczni ludzie na trasie i kolejna nauka jazdy na rowerze :)



Więcej zdjęć z siodła:
http://picasaweb.google.com/nonielubierodzynek/VLeszczynskiMaratonSzosowy2010

a w wynikach gdzieś daleko:
64 - open
11 - M3
aha, w sumie to 1 miejsce na podwórku :)

Kategoria Szosa, Zdjęciowo


Dane wyjazdu:
32.00 km 0.00 km teren
01:00 h 32.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Orienteering w Promnie

Niedziela, 9 maja 2010 · dodano: 30.05.2010 | Komentarze 0

Było bardzo bardzo fajnie ;)
Imprezę zorganizowali Kosikowie, i wyszło im to świetnie.
Byłem trzeci, jako v-ce Mistrz Polski przegrałem tylko z dwoma Mistrzami Polski w BnO ;)

Piękna pogoda, przyjemna trasa, komary i meszki uczulone na dym z ogniska, kiełbaski, jezioro, lody na rynku w Pobiedziskach i park linowy na koniec dnia :)

Pojechałem szosówką, a wróciłem ze znajomymi tajemniczym busem ;)







Powiększ mapkę
Kategoria Szosa


Dane wyjazdu:
159.00 km 0.00 km teren
05:55 h 26.87 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Z Sieradza do Poznania

Poniedziałek, 5 kwietnia 2010 · dodano: 13.04.2010 | Komentarze 1

Lany poniedziałek pełną gębą:)

http://www.youtube.com/v/anAH4Z4aEXY

Trasa powrotna ta sama co w ubiegłym roku. Czyli rankiem wyjazd od kumpla z wioski pod Sieradzem, chwilę przed godziną 12 pod Bajkszopem zebrała się grupa szosowa w ilości 5 sztuk :) w tym jeden 71 - letni były zawodnik Lecha Poznań, który nie odpuszczał na hopkach :)

Ekipa odprowadziła mnie 40 km a później już samotnie, po mokrej i wietrznej szosie.



Niestety, jak na złość w ten dzień wiatr się zmienił i całą drogę do Konina było ciężko. Na szcęście miałem zapasowe skarpety :)





W Turku nadgorliwy, albo i znudzony policjant stojący przy szosie nakazał mi zjechać na brukowaną, nieposprzątaną po zimie ścieżkę rowerową. Oczywiście Nasza Władza zawsze ma rację, więc symbolicznie wjechałem na rzeczoną ścieżkę, by po przejechaniu kilku metrów wrócić na szosę.
Z Konina wiatr wiał z prawej strony, ale i tak nie dało się jechać szybciej niż 28-30 km/h. Za Wrześnią zobaczyłem znajomy samochód i załapałem się na darmowy transport do domu :)


Kategoria Szosa, Zdjęciowo


Dane wyjazdu:
148.00 km 0.00 km teren
05:40 h 26.12 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Do Sieradza

Niedziela, 4 kwietnia 2010 · dodano: 13.04.2010 | Komentarze 0

niby święta, ale jakoś tak zupełnie ich nie czułem
około godziny dziesiątej rano zdecydowałem, że jadę do Sieradza w odwiedziny do serdecznego kumpla :) przez okno wpadało wesołe słońce więc spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy w plecak, wziąłem szosę i ruszyłem na Trasę Katowicką.



Niestety, przy wjeździe ślimakiem pod wiaduktem poczułem, że mam wiatr w plecy kiedy akurat byłem na odcinku w kierunku centrum Poznania... :) To oznaczało, że prawdopodobnie całą trasę będę miał wiatr w twarz.
Oczywiście tak się stało. Na polach była walka ze średnią oscylującą w pobliżu 22 km/h. W lesie, gdzie przeciągi nieco malały, rozwijałem niebotyczną prędkość w granicach 27-28 km/h heh... :)





Kawałek przed Kórnikiem jakichś dwóch rowerzystów jechało asfaltem równoległym do mojej trasy, jeden z nich krzyknął w moją stronę ale nie jestem pewien kto to był.
W okolicy Jarocina zadzwoniłem do kolegi, że jestem na trasie i żeby na mnie czekał. Ustaliliśmy, że wyjedzie rowerem w moim kierunku i do Sieradza wjedziemy razem. W Kaliszu okazało się, że wyjedzie ale.... samochodem :)
Jakieś 30 km przed Sieradzem zobaczyłem jadące z naprzeciwka czarodziejskie białe sejczento. I ucieszyłem się, bo walka z cholernym wiatrem nie była tym, co tygryski lubią najbardziej :)
Miałem jednak ciągle w perspektywie powrót do domu na drugi dzień, więc wolałem oszczędzać siły na trasę Sieradz-Poznań...

Obowiązkowa fotka przy fabryce moich ulubionych Grześków :)
sorry za jakość, ale te foty robiłem komórką...

Kategoria Szosa, Zdjęciowo


Dane wyjazdu:
43.00 km 0.00 km teren
01:20 h 32.25 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Trening szosowy

Poniedziałek, 22 lutego 2010 · dodano: 24.02.2010 | Komentarze 1

Piękne słoneczko zachęcało do wyjścia na szosę:) Jak się niestety okazało, tylko na peryferiach i wioskach było sucho. Żeby wyjechać z miasta trzeba było pokonać dziurawe i mokre odcinki...
Zrobiłem rundkę do Kostrzyna, później Promno, Góra, i powrót przez Jasin i Swarzędz.
Więcej zdjęć tutaj:





Kategoria Szosa, Trening, Zdjęciowo


Dane wyjazdu:
56.00 km 0.00 km teren
02:05 h 26.88 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Sucha szosa, szybka szosa

Sobota, 23 stycznia 2010 · dodano: 23.01.2010 | Komentarze 1

Obudziło mnie słonko wesoło świecące w okno dachowe. I jak tu się nie oprzeć takiemu zaproszeniu :) Zamiast jechać na gumową lalę wskoczyłem w kilka warstw ciuchów (termometr wskazywał -14), wziąłem aparat zdjęciowy i pojechałem na moją ulubioną rundę. Niestety czasu miałem tylko około 2,5 godziny, więc nie dociągnąłem do Pobiedzisk, ale może jutro...? :)
Więcej zdjęć: tutaj

Pokaż trasę GPS">Mapka

Pokaż trasę GPS" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>">mapka







Kategoria Trening, Szosa, Zdjęciowo


Dane wyjazdu:
38.00 km 0.00 km teren
01:28 h 25.91 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

do Cykloturu na otwarcie nowego sklepu

Sobota, 19 września 2009 · dodano: 19.09.2009 | Komentarze 0

lekko okrężną drogą przez Debinkę :)
ogólnie wrażenia z nowego sklepu bardzo pozytywne
duża przestrzeń i fajny plac przed sklepem, dzięki temu mogłem spróbowac jak się jeździ na poziomce :) niesamowita sprawa :)

Kategoria Szosa


Dane wyjazdu:
61.00 km 0.00 km teren
01:55 h 31.83 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Do Nekli i z powrotem

Sobota, 12 września 2009 · dodano: 12.09.2009 | Komentarze 1

W stronę Wrześni lekko wiało w twarz, a z powrotem... walka pod wiatr...

w sumie to chciałem się zmieścić między transmisjami półfinałów turnieju snookera w Szanghaju na Eurosporcie :)










fotos by Nokia 3110c

Kategoria Szosa, Zdjęciowo


Dane wyjazdu:
39.00 km 0.00 km teren
01:35 h 24.63 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wieczorna szosa

Środa, 2 września 2009 · dodano: 02.09.2009 | Komentarze 0

Na Strażewicza i z powrotem przez Maltę...
tam kręciło się sporo ludzi: Asia z Maxem, Corrateki czyli Maras z córką i inni :)
Kategoria Szosa